Latanie samolotem w ciąży – moje doświadczenia

skrzydło samolotu

Internet roi się od różnych mitów powstałych z niewiedzy i strasznych historii dziewczyn, które odważyły się na podróż samolotem w ciąży i skończyło się to tragicznie. Jeżeli, tak jak ja, naczytałyście się tego przed wyjazdem to pewnie też w głowie pojawia wam się pytanie, czy lot samolotem do aby na pewno dobry pomysł? Nie odpowiem Wam na to pytanie, bo ostatecznie decyzja należy do Was. Opowiem Wam jednak o moich doświadczeniach z lataniem samolotem w ciąży.

Nasze podróże zaplanowaliśmy na drugi trymestr ciąży, który podobno jest najlepszym okresem na podróżowanie. W sumie samolotem leciałam 5 razy. Najkrótszy lot trwał około godzinę a najdłuższy około 4 godziny. Wszystkie te loty odbyłam przed 23 tygodniem ciąży.

W drugim trymestrze nie miałam żadnych problemów związanych z przebiegiem ciąży. Żadnych plamień, skracającej się szyjki czy odklejającego łożyska. Dlatego też nie miałam większych obaw przed lataniem. Niepokój budziły we mnie tylko sytuacje, które mogły się wydarzyć na miejscu w obcym kraju i z obcym systemem służby zdrowia. Jak się jednak okazało wszelkie wątpliwości i niepokoje były bezzasadne 🙂

Przechodzenie przez bramki na lotnisku w ciąży

Przechodzenie przez bramki do kontroli pasażerów na lotnisku to jeden z tematów poruszanych na forach o ciążowych podróżach. Wieść gminna niesie, że bramki te emitują promienie rentgena i z tego powodu są niebezpieczne dla ciąży. Na amerykańskich stronach internetowych doczytałam się jednak, że nie jest to prawdą. Ewentualne dawki promieniowania emitowane przy okazji samej kontroli pasażerów i bagażu podręcznego są na tyle znikome, że nie mają na ciążę żadnego wpływu. Same bramki natomiast nie korzystają z promieni rentgena ale z pola magnetycznego i służą wykrywaniu metalu a nie prześwietlaniu człowieka.

Pierwsze trzy kontrole przeszłam przez bramki do kontroli pasażerów normalnie. Nie wiedziałam nawet o tym, że jest jakaś furtka dla ciężarnych. Za czwartym razem, na lotnisku Chopina dostrzegłam tablicę z informacją, że ciężarne i osoby z rozrusznikami serca mogą skorzystać z osobnego przejścia. Postanowiłam oczywiście skorzystać z tej możliwości. Po co wystawiać siebie i dziecko na oddziaływanie pola magnetycznego, jeśli można tego uniknąć? Z przejściem przez furtkę dla ciężarnych nie było żadnego problemu ani zbędnych dyskusji z obsługą lotniska. Musiałam tylko zdjąć buty, bluzę i kurtkę i mogłam przejść obok bramki, przez osobne przejście. Potem kazano mi stanąć z boku, by strażniczka mogła mnie przeszukać. Miałam obmacane wszystko, łącznie ze stopami i włosami i na tym kontrola się skończyła. Bagaż, buty i kurtka przeszły natomiast przez kontrolę bagażową i mogłam je odebrać.

Na kolejnym lotnisku nie było żadnych informacji czy znaków wskazujących inne przejście dla ciężarnych. Zapytałam jednak strażniczkę o taką możliwość. Odpowiedziała mi, że bramki te nie wykorzystują promieni rentgena, tylko pole magnetyczne i są bezpieczne dla ciąży. Jeśli jednak mam jakieś obawy, to mogę poprosić strażników, by pozwolili mi przejść przejść przez kontrolę bez bramki. Tak też zrobiłam. I tym razem nie było żądnego problemu i kontrola wyglądała identycznie jak na lotnisku Chopina.

Tak więc, jeśli macie jakieś obawy przed przechodzeniem przez bramki w ciąży, to możecie zapytać o możliwość ich pominięcia.

Zaświadczenie od lekarza

Lecąc samolotem w ciąży ani razu nie miałam ze sobą zaświadczenia od lekarza. Wszystkie podróże odbyłam przed 28 tygodniem, który w większości linii lotniczych jest granicą podróży bez zaświadczenia. Miałam ze sobą tylko książeczkę ciąży i liczyłam na to, że na jej podstawie w razie czego udowodnię, w którym tygodniu jestem. Ani razu nie zapytano mnie o zaświadczenie. Zresztą, gdy ma się na sobie luźne ciuchy, kurtkę przewieszoną przez rękę i dokumenty w rękach, brzucha praktycznie pod tym wszystkim nie widać.

Z ciekawości obserwowałam też inne ciężarne, z dużo większymi brzuchami niż mój i nie widziałam, by ktoś je o zaświadczenie od lekarza pytał.

Miejsce w samolocie

Rezerwując bilety zdecydowałam się na wykupienie konkretnego miejsca. Zależało mi, by miejsce było od strony alejki i najlepiej na skrzydle, gdzie podobno najmniej buja. Miejsce od strony alejki okazało się genialnym wyborem. Mogłam sobie wstawać co godzinę a nawet częściej, bez przeciskania się ze swoim brzuchem nad innymi pasażerami. Natomiast z miejscem na skrzydle bym dyskutowała. Nie wiem, czy mniej tam bujało w przypadku turbulencji ale wybór takiego miejsca oznacza najdłuższą drogę do wyjścia z samolotu i po lądowaniu wychodzimy z samolotu na samym końcu. Dojście na swoje miejsce oraz do toalety również oznacza przeciskanie się pomiędzy pasażerami, którzy właśnie postanowili sobie postać na środku.

Zapinanie pasów w samolocie

W samolocie zawsze zapinam pasy, również w ciąży. Nigdy się one na szczęście nie przydały ale ewentualne podskakiwanie na siedzeniu w razie dużych turbulencji wydaje mi się bardziej groźne dla ciąży niż zapięcie pasa, który w samolocie, inaczej niż w samochodzie, nie przechodzi przez brzuch ale nad udami.

Samopoczucie podczas lotu

W związku z tym, że w ciąży nasz organizm pracuje inaczej, przed pierwszym lotem miałam pewne obawy co do tego, jak zniosę sam lot. Zastanawiałam się, czy nie nabawię się zakrzepów, odwodnienia albo nie wydarzy się inne nieszczęście 🙂 Tymczasem podczas lotu czułam się tak, jak zawsze. Piłam więcej wody niż zwykle, bo to podobno zapobiega zakrzepom i odwodnieniu. Wstawałam przynajmniej co godzinę do toalety by na spokojnie zrobić krótką gimnastykę.

Dolegliwości podczas lotu w ciąży miałam naprawdę drobne. Podczas dwóch ostatnich lotów trochę spuchły mi stopy i musiałam odrobinę poluzować sznurówki w butach. Raz też pozwoliłam sobie na dłuższą drzemkę i po wyjściu z samolotu czułam, że mam ciężkie nogi. I to wszystko. Nie czułam, żeby dziecko kopało mocniej niż zwykle. W ogóle z samą ciążą nic się nie działo.

Lecieć czy nie lecieć?

Po tych kilku lotach w ciąży, które mam za sobą mogę powiedzieć z całą pewnością, że cieszę się, że zdecydowaliśmy się na podróże. USG połówkowe, które miałam po pierwszej podróży nie wykazało żadnych problemów z ciążą. Jeśli miałabym jeszcze raz się decydować, wybrałabym tak samo. Siedzenie w domu z poczuciem, że marnuję cenne miesiące i ostatnią szansę, by polecieć gdzieś tylko we dwoje byłoby zdecydowanie za bardzo nieznośne.

Autorka bloga
Autorka: Gosia, miłośniczka aktywnego stylu życia, podróżowania i dobrej kawy

Podobne wpisy